PowerBank DIY 2 – właściwa droga działania
W poprzednim wpisie opisałem moją tragiczną próbę stworzenia PowerBank DIY od zera. Nie byłem z produktu w ogóle zadowolony. Stwierdziłem więc że całość rozbiorę na części pierwsze; to co będzie się dało to odzyskam do innych projektów. Niedługo po walce z tym projektem dowiedziałem się że istnieją gotowe obudowy plastikowe z układami kontroli ogniw i step-up. Obudowy takowe są dostępne na Aliexpress w bardzo niskich cenach. Ich wybór jest dość duży. Stwierdziłem więc że pójdę tą drogą.
Nowy plan!
Po konsultacjach ze znajomym i poszukiwaniach na Aliexpressie wybrałem docelową obudowę. Cel był taki aby rozlutować pakiet ogniw z poprzedniego projektu i użyć ogniw w zakupionej obudowie. Proste, łatwe, estetyczne i tanie wyjście.
Kilka słów o obudowie
Posiada ona pięć miejsc na ogniwa z akumulatorów laptopa, wyświetlacz z podświetleniem informujący o stanie naładowania i używanych portach, diodę LED jako latarka (zimny biały), dwa porty USB 5V (1A i 2A), port microUSB jako wejście ładowarki i oczywiście niezbędną elektronikę kontrolująca ładowanie, rozładowanie i stan baterii. Obudowa jest plastikowa; wybrałem kolor zielony. Kosztowała ona niecałe 4 euro z darmową przesyłką.
Paczka dotarła całkiem szybko – lekko ponad tydzień. Sprzęt dotarł w formie a’la do samodzielnego montażu; W zestawie znajdowała się obudowa w postaci podstawy i pokrywy, szybki naklejanej samodzielnie na otwór w miejsce ekranu LCD. Ekran jak i szybka były zabezpieczone folią. Jakość urządzenia była całkiem niezła jak na taką cenę.
Realizacja planu
Gdy miałem już wszystko skompletowane i gotowe, mogłem przystąpić do składania powerbanka w całość.
Pierwszą rzeczą jaką należało zrobić to poskładać obudowę. Przetarłem wacikiem z denaturatem miejsce w którym należy nakleić szybkę, zdjąłem ochronny papier i folię z szybki i nakleiłem.
Następnie zabrałem się za rozlutowanie pakietu ogniw ze starego projektu. Rozciąłem nożem taśmę i usunąłem ją. Uciąłem przewody łączące ogniwa za pomocą obcinaczek. Rozerwałem ogniwa trzymające się już teraz na samym kleju na gorąco. Przystąpiłem do usuwania cyny ze styków akumulatorów. Niestety mój grot do lutownicy był stanowczo za mały dla takiego zadania więc byłem zmuszony podkręcić temperaturę lutownicy do 360 stopni Celsjusza i zdecydowanie za długo grzać cynę. Przez to też nie byłem w stanie dokładnie usunąć całej cyny jak planowałem i dodatkowo przegrzałem ogniwa. Skończyło się to tak że usunąłem resztki przewodów a resztki cyny pozostały na stykach. Oczyściłem całe ogniwa ręcznikiem kuchennym nasączonym w denaturacie w celu usunięcia topnika. Trochę też ucierpiały przez to nadruki na ogniwach, ale na szczęście nie będą one w ogóle widoczne.
Teraz należało umieścić ogniwa w obudowie… I tutaj zacząłem się martwić. Obudowa była specjalnie tworzona dla ogniw typu 18650 a napotkałem problem z wciśnięciem ogniwa na swoje miejsce. Prawdopodobnie dodatkowa cyna na stykach baterii i za długie sprężyny w obudowie sprawiały problem. Jednakże trochę więcej siły sprawiło że wszystkie akumulatory weszły na swoje miejsca.
Początkowo nie wiedziałem jak uruchomić elektronikę; Nie reagowała na przytrzymanie przycisku Power. Podłączyłem więc ładowarkę, ekran zaświecił się, wskazał ładowanie i poziom naładowania rzędu 97%. Odłączyłem całość. Przystąpiłem do zamknięcia obudowy pokrywą. Zdjąłem z ekranu folię ochronną, przetarłem papierem z denaturatem by usunąć zanieczyszczenia i zamknąłem obudowę na zatrzaski. Gdy obudowa raz zostanie zamknięta, otwarcie jej skończy się zapewne jej zniszczeniem. Podczas zamykania jeden z rogów (bliżej wyświetlacza) nie chciał wskoczyć na miejsce. Siłą zamknąć się nie dało ale zauważyłem że to wina odstającego na zewnątrz plastiku. Wciśnięcie go śrubokrętem do wewnątrz załatwiło sprawę. Obudowa zamknęła się szczelnie i pewnie.
Działa?
Jeszcze jak! Co prawda jeszcze nie miałem okazji naładować z powerbanka jakiegoś urządzenia do pełna ale odkąd ładowałem powerbank DIY przez całą noc kilka dni temu, do dziś trzyma 100% ładunek. To dobrze rokuje. Piszę ten wpis w niedzielę, już jutro poniedziałek więc będę miał okazję wypróbować jego potencjał.
Podsumowując…
Stwierdzam że jest to o wieeeele lepsze rozwiązanie od poprzedniego projektu powerbanka tworzonego od zera. Estetycznie, tanio, dość szybko, bez nerwów i problemów. Kilka ojro, chwila spędzona na ekstrakcji ogniw z akumulatora laptopa, montaż i voila! Mamy ładny, przenośny, dobrze skonstruowany powerbank który nie jest cegłą posklejaną na gorący klej i nie grozi wybuchem ogniw 😀 Zdecydowanie warto iść tą drogą. Chyba że ktoś bardzo lubi DIY od podstaw, ma odpowiednie narzędzia i nie interesuje go noszenie powerbanka w kieszenia a np. woli w torbie.
Dzięki za czytanie! Zachęcam do lajkowania fanpage, komentowania i udostępniania!